NOWY TARG. Było do przewidzenia, że koncert drugiego dnia po otwarciu Miejskiego Centrum Kultury podniesie publiczność z krzeseł. Sprawiła to niesamowita, eteryczna artystka, zwana teraz „jedną z największych nadziei polskiej sceny muzycznej”, oczywiście w jej rockowym nurcie – Daria Zawiałow.
Ta blisko 30-letnia, a wyglądając a na dziewczynkę z gitarą koszalinianka, piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów – jest przykładem osoby, która miała w sobie tyle woli, siły i wytrwałości, by – różnych niełatwych okolicznościach życia konsekwentnie i dużym nakładem pracy - iść za marzeniem.
Próbując niemal od dzieciństwa swoich sił na scenie, w programach "Od przedszkola do Opola", "Szansa na Sukces", "Mam talent!", "X Factor", także w chórkach u Maryli Rodowicz, ponadto pracując w radiu – ma dziś na swoim koncie aż 11 nominacji do Fryderyków. Choć na wydanie pierwszej płyty pracowała 10 lat, bardzo szybko dwie jej kolejne płyty – „A kysz!” i „Helsinki” - okryły się Platyną i przyniosły artystce 3 Fryderyki. Singlem „Kaonashi” zapowiadała swój trzeci album studyjny – „Wojny i noce”.
Teledyskiem „Kaonashi” zaangażowła się natomiast w przeciwdziałanie zjawisku przemocy domowej.
Na świeżo otwartej scenie Miejskiego Centrum Kultury pełna niespożytej energii Daria wystąpiła z czwórką instrumentalistów, w półtoragodzinnym koncercie wykonując najpierw utwory z pierwszych płyt, a potem – z albumu „Wojny i noce” tworzonego już w czasie pandemii.
Przy okazji zafundowała publiczności małą lekcję japońskiego – na tyle szybką, by widownia razem z nią mogła śpiewać refren piosenki inspirowanej zafascynowaniem krajem kwitnącej wiśni.
Mocne brzmienia gitar, instrumentów perkusyjnych, syntezatorów, powódź migających świateł – najpierw zrobiły wrażenie, potem poderwały publiczność z miejsc i zmusiły, by „odpiąć wrotki”. Odtąd były już tylko entuzjazm i pląsanie w rytm kolejnych utworów. Daria z gitarą, w kusej, zwiewnej koszulce i trampkach na grubej podeszwie, zdawała się unosić nad sceną – jak porywana wiatrem. I – dając z siebie wszystko, eksploatując struny głosowe do granic wytrzymałości – zdołała też w rockowy taniec porwać publiczność. Z zachęty do opuszczenia miejsc siedzących skorzystało wielu. W finale koncertu przejścia były już wypełnione rozbawioną młodzieżą – i nie tylko młodzieżą.
Galeria Macieja Gębacza:
Fot. Anna Szopińska:
Komentarze obsługiwane przez CComment