Jan Marian Kacwin w nowotarskim mieszkaniu

W domowych archiwaliach odnalazłem wywiad z Janem Marianem Kacwinem ps. „Juhas”, prezesem Oddziału Światowego Związku Żołnierzy AK w Nowym Targu, który przeprowadziłem 6 października 2007 roku, w jego nowotarskim mieszkaniu. Z treści wnioskuję, że nie potraktowałem go jako zakończonego, a zamierzałem dalej kontynuować. Jednak do tego już nie doszło, notatki na to nie wskazywały. Jan Marian Kacwin zmarł 29 listopada 2011 r. w Nowym Targu, byłem na pogrzebie 2 grudnia 2011 r. w Łapszach Niżnych. Spoczął na miejscowym cmentarzu, obok żony.

 Zatem w przededniu 75 rocznicy masakry Żydów pod Krościenkiem przypominam rozmowę przeprowadzoną z Janem Marianem Kacwinem, w odróżnieniu od brata Jana zwracano się do niego w drugim imieniu.

Panie Marianie, zanim przystąpimy do rozmowy istotne będzie przypomnienie. Podczas zajmowania Polski przez Sowietów gen Leopold Okulicki „Niedźwiadek” wydał 19 stycznia 1945 roku rozkaz rozformowania Armii Krajowej, a żołnierzom polecono dalszą działalność celem odzyskania pełnej niepodległości państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. Wtedy do służby podziemnej przeszli elitarni żołnierze Polskich Sił Zbrojnych, znani jako „cichociemni”, także dalej działały struktury wywiadu AK.

Tak

Od lat bada Pan archiwalia i próbuje zgromadzić materiały poświęcone masakrze Żydów pod Krościenkiem, która miało miejsce w nocy z 2 na 3 maja 1946 roku. Korzysta Pan ze źródeł wywiadu AK?

Tak

Przypomnijmy zdarzenia poprzedzające tą tragiczną noc. Krościenko wyzwolone zostało przez wojska sowieckie 25 stycznia 1945 roku. Natychmiast zorganizowano w miasteczku posterunek Milicji Obywatelskiej…

W krótkim czasie, bo już 2 lutego na polecenie wójta Władysława Grotowskiego (również zaprzysiężonego członka AK) zorganizowano w Krościenku posterunek Milicji Obywatelskiej składający się z miejscowych żołnierzy AK i członków OSP. Komendantem wybrany został sierżant Tadeusz Romankiewicz, były funkcjonariusz przedwojennej Straży Granicznej. Wśród członków milicji znalazł się również drugi były funkcjonariusz SG sierż. Benedykt Jachimek. Nie wnikając w powody w maju 1945 żołnierze AK i członkowie OSP odeszli z posterunku, przechodząc do tworzącego się Kółka Rolniczego lub innych zawodów.

Co się wtedy zdarzyło?

Zaraz na ich miejsce Komenda Powiatowa MO w Nowym Targu przysłała innych posterunkowych, którzy dołączyli do pozostałego na swoim stanowisku Benedykta Jachimka.

Nie bez powodu pozostał? Wiadomo dlaczego…

Tego jeszcze nie wiem, ale można się domyślać. Przypomnę fakty, w kwietniu 1945 roku z PU BP w Nowym Targu zdezerterował Józef Kuraś "Ogień" i podjął walkę zbrojną z nową władzą ludową. Już pod koniec kwietnia 1945 roku zbrojna bojówka "Ognia" w nocy zaaresztowała w Krościenku komendanta, którego pod bronią zaprowadziła na posterunek, a ten zarządził otwarcie bramy. Z posterunku zabrali broń, pociski do granatników, zniszczyli dokumenty, uszkodzili linię telefoniczną. Mimo tego posterunek działał nadal.

Od początku 1946 roku w okolicy Krościenka i Szczawnicy nasiliły się działania tejże grupy, a właściwie oddziału Jana Batkiewicza „Śmigłego”.

Oddział „Śmigłego” była częścią „ogniowej” 1 kompanii „Błyskawica”, zwany był „Szybko – Wykonawczym”, nie musimy się domyślać dlaczego. Od początku uaktywnił się, nasiliły się kontrole, czego następstwem było kilka morderstw. I tak w nocy 2 lutego 1946 roku zamordowano byłego przodownika Straży Granicznej Franciszka Kołodziejskiego, prezesa Kółka Rolniczego w Krościenku, a 24 lutego zastrzelono Mariana Kordeczkę, rolnika, który powrócił z obozu koncentracyjnego.

Poczynając od pojedynczych zabójstw oddziału „Śmigłego” w końcu doszło do zbiorowego mordu.

To najtragiczniejszy zamach, stało się to w nocy z 2 na 3 maja 1946 roku. Bojówkarze "Śmigłego" na podstawie zdobytych informacji o wyjeździe Żydów z Krakowa, którzy planowali przez Czechosłowację dostać się do Palestyny, zorganizowali na nich pod Krościenkiem zasadzkę, a w zasadzie dwie. Pierwszą przygotowano na szosie z Nowego Sącza w rejonie Księżego Lasu pod osadą Wyr przed Krościenkiem drugą przy szosie z Nowego Targu w rejonie osady Pasternik - Tylka.

O wyjeździe Żydów z Krakowa „Ogień” wiedział wcześniej?

Nie tylko wiedział, ale miał odpowiednio dużo czasu. Według doniesień jego wywiadu, w transporcie mieli być ludzie, którzy przeżyli niemieckie obozy koncentracyjne i teraz chcieli opuścić Polskę, i wyjechać ze swoim dobytkiem. Podkreślam: z dobytkiem. Ich wyjazd zaplanowano pierwotnie trasą Kraków - Nowy Targ – Czechosłowacja. Kierowcą samochodu ciężarowego był Józef Zachwieja. Na kilka minut przed odjazdem z placu św. Ducha w Krakowie został wezwany do telefonu i dostał polecenie, aby jechał trasą Kraków - Nowy Sącz - Krościenko i dalej do osady Hałuszowa - zapora, przy której miał czekać na nich przewodnik. Miał on ich przeprowadzić górami na teren Czechosłowacji.

Ciężarówkę pilotował na motocyklu Jan Wąchała ps. „Łazik”, żołnierz AK.

Nie wiedział, że i na niego wydano wyrok.

Wiadomo, jak przygotowano zasadzkę 2 maja?

Nawet w miarę dokładnie. Było ok. godziny 23. Szosą od Krościenka w kierunku miejsca zwanego Wyr i osady Łąkcica przejechała konna furmanka z cieślami, którzy po zakończeniu roboty wracali ze śpiewem do domu. W ciemnościach nie mogli widzieć czatujących "ogniowców", ci zaś ich nie zatrzymali. Około pół godziny później w stronę Krościenka nadjechał na motocyklu Jan Wąchała "Łazik", który pilotował Żydów i sprawdzał bezpieczeństwo na trasie przejazdu. W ciemnościach nie zauważył nic groźnego, a czekający w zasadzce przepuścili go spokojnie. W rejonie osady Pasternik został zatrzymany przez drugą bojówkę. Rzekomo odczytano mu wyrok "Ognia" i rozstrzelano, a jego ciało oprawcy wrzucili pod mostek na pobliskim strumyku.

Dowiedział się Pan dlaczego zabito „Łazika”?

Przed kilku laty rozmawiałem z najmłodszym z braci Wąchałów - Andrzejem. To mogła być decyzja „Ognia”. Jan Wąchała w latach okupacji był członkiem AK. Z początkiem 1944 roku przydzielono go do patrolu, którego celem było ujęcie lub zastrzelenie Józefa Kurasia "Ognia" - dezertera z Oddziału AK.  Opowiedział mi, że bezpieka następnego dnia zabrała ciało "Łazika" z Krościenka do Nowego Targu i dała znać rodzinie w Kamienicy. W obawie przed "Ogniem" rodzina przewiozła ciało nocą konną furmanką górami do Kamienicy i pochowała.

Wiadomo jak wyglądała zasadzka na nadjeżdżających Żydów?

Byłem po drugiej stronie Dunajca naprzeciwko osady Wyr. Niecałe 15 minut po przejeżdżającym "Łaziku" nadjechał samochód ciężarowy z Żydami i został zatrzymany przez ludzi „Śmigłego”. Padł pierwszy strzał. W ciemności widać było błyski latarek i pokrzykiwania do jadących, żeby wysiadali. Z przeciwległego brzegu Dunajca trudno mi było zliczyć wysiadających. Utarczki Żydów z napastnikami trwały około pół godziny po czym nastąpiły pojedyncze wystrzały, a nieco później serie z karabinu maszynowego. Słychać było jęki i krzyki mordowanych. Pojedyncze strzały jeszcze się powtórzyły. Później dowiedziałem się, że niektórzy z jadących zdążyli uciec w ciemności w pobliskie zarośla. Samochód odjechał w stronę Krościenka. O świcie, w miejscu masakry i koło zastrzelonych krzątali się ludzie "Śmigłego", przypuszczalnie szukając kosztowności, po czym odeszli w kierunku wzgórza nad Krościenkiem. Strzały słyszano w Tylmanowej, więc rano na posterunek MO w Krościenku dojechał na rowerze funkcjonariusz milicji mieszkający w Tylmanowej i powiadomił komendanta Benedykta Jachimka o zamordowanych.

Ilu Żydów zostało rozstrzelanych pod Wyrem?

W masakrze zamordowano 11 osób. Wśród zabitych był również Józef Geller mieszkaniec Krościenka, który wcześniej wrócił z obozu koncentracyjnego. Nie zastawszy żony oraz dwojga małych dzieci, spał w mieszkaniu na słomie. W pewną noc napadli na niego "ogniowcy", żądając wskazania miejsca, gdzie w 1940 roku Rada Żydowska ukryła kosztowności Gminy Krościenko (złoto i dolary) oraz pozłacany lampion wiszący przy tubie ze świętymi księgami. Geller był bity i nękany przez napastników, nocą uciekł z Krościenka i przyłączył się w Krakowie do wyjeżdżających do Palestyny. Zginął w masakrze pod Krościenkiem.

Może powie Pan coś o „Śmigłym”?

Jan Batkiewicz „Śmigly” był z Nowego Targu (ur. 1927), ukończył gimnazjum handlowe, 6 kwietnia 1945 r. wstąpił do wojska w stopniu sierżant podchorąży, zaczął naukę w Oficerskiej Szkole Piechoty w Inowrocławiu, z której dość szybko, bo w listopadzie 1945 roku zdezerterował. Ujawnił się 4 kwietnia 1947 r., a 7 listopada 1947 r. został aresztowany. WSR w Krakowie 19 kwietnia 1951 skazał go na karę śmierci, a z wyrokiem łącznym 28 maja 1951 r. na dożywotne więzienie. Na mocy ustawy o amnestii 27 kwietnia 1956 r. karę złagodzono do 15 lat więzienia. Na wolność wyszedł podczas odwilży gomułkowskiej 13 lutego 1957 r.

„Ogień” wiedział o masakrze Żydów pod Krościenkiem?

„Śmigły” był od początku z „Ogniem”, dowodził oddziałem specjalnym „Szybko – Wykonawczym”. Zeznał podczas przesłuchania, że to „Ogień” wydał rozkaz strzelania do Żydów. Czy mówił prawdę? Tego już nie wiemy, może chciał zrzucić odpowiedzialność na dowódcę.

Na „Łazika” również?

Tak zeznał.

Myślę, że przy najbliższej okazji do rozmowy jeszcze wrócimy.

 

Rozmawiał Ryszard M. Remiszewski

Nowy Targ, 6 października 2007 roku