- Brakuje nam na przysłowiową miskę ryżu – mówił jeden z poszkodowanych obostrzeniami przedsiębiorców Paweł Drabik. Oczekujemy natychmiastowej i realnej pomocy – apelował Gerard Wolski.
Na Podhalu rośnie niezadowolenie obostrzeniami, które uniemożliwiają obsługę turystów. Kolejna grupa przedsiębiorców apeluje do rządu o zmniejszenie restrykcji.
- Jesteśmy świadomymi przedsiębiorcami i chcemy zapewnić bezpieczeństwo zarówno nam, naszym rodzinom, jaki i potencjalnym klientom. Tu nie ma miejsca na brawurę i propagowanie haseł antycovidowych – zapewniał o możliwości bezpiecznej obsługi ruchu turystycznego Gerard Wolski.
Właściciele firm oraz zatrudnieni w nich pracownicy nie rozumieją zasadności zamknięcia turystyki. Postawieni w bardzo trudnej sytuacji domagają się natychmiastowej pomocy od rządu i umożliwienia pracy.
- Zaproponowana przez rząd pomoc jest nieosiągalna. Stanowiący ponad 70% branży hotelarskiej kod PKD 55.20 nie został ujęty w tarczy. Podobnie transport dla turystów - zaznacza Gerard Wolski. - Domagamy się odmrożenie turystyki, w pełnym reżimie sanitarnym lub ogłoszenie stanu wyjątkowego. W przeciwnym wypadku dojdzie do fali łamania zasad i nie będzie możliwe zatrzymanie tej lawiny – dodał.
Przedsiębiorcy sami mówią, że zostali już postawieni pod ścianą i kara 30 tys. zł nie robi na nich wrażenia, bo straty jakie przynosi każdy dzień zamknięcia kosztuje znacznie więcej.
- Musimy zacząć walczyć zanim brak środków do życia stanie się głównym źródłem ludzkich tragedii, samobójstw i totalnego ubóstwa niosącego większe żniwo niż sama pandemia – mówi Wolski.
- Panie premierze, my już naprawdę nie mamy na tą przysłowiową miskę ryżu. Nie jest ważne kto wygra tą bitwę, ale ważne jest ilu przedsiębiorców przeżyje tą wojnę – zaznacza Paweł Drabik.
Przedsiębiorcy dają rządowi czas do poniedziałku. Podobnie inne grupy niezadowolonych przedsiębiorców w tym z Góralskiego Veta zapowiadają otwarcie swoich firm na 18 stycznia.
fot. Marcin Szkodziński
Komentarze obsługiwane przez CComment