topr111

Początek roku okazał się wyjątkowo pracowity dla ratowników TOPR.  W ciągu zaledwie kilku dni doszło do sporej liczby zdarzeń w tym kilku poważnych wypadków. W jednym z nich turyści zostali porwani przez niewielką lawinę – najciężej poszkodowana kobieta została przewieziona śmigłowcem do zakopiańskiego szpitala. Akcja ze względu na trudne warunki pogodowe trwała bardzo długo – ratownicy TOPR na miejsce zdarzenia dotarli tuż przed zmrokiem. Rozmowa z Tomaszem Wojciechowskim ratownikiem TOPR.

Czy senon zimowy w górach musi się nam kojarzyć z serią nieszczęśliwych wypadków?

Mimo, iż cały kraj walczy obecnie z pandemią koronawirusa, to pod Tatrami nie brakuje miłośników zimowego szaleństwa. Obostrzenia, nakazy i zakazy nakładane co krok na nasze społeczeństwo powodują, że ludzie jeszcze bardziej tęsknią do normalności, tęsknią za zmianą otoczenia, za podróżami i prawdziwym odpoczynkiem połączonym z aktywnościami na świeżym powietrzu – tym samym Podhale jako zimowa stolica Polski jeszcze bardziej zyskuje teraz na popularności. Zimowa aura przyciąga tu rzesze turystów, a to przekłada się na wzmożoną aktywność Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, które w każdej chwili gotowe jest nieść pomoc potrzebującym. O obecnych warunkach w górach i zagrożeniach, z którymi każdy z nas powinien się liczyć przyjeżdżając w Tatry, w rozmowie z Tomaszem Wojciechowskim, ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego

Miniony weekend przyniósł sporo pracy,jeśli chodzi o Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe

Rzeczywiście, miniony czas to szereg interwencji i akcji ratunkowych podejmowanych przez pracowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że był to gorący okres – przerwa świąteczno-noworoczna, która w obecnych czasach miała być tożsama z „zamknięciem” Zakopanego zaowocowała we wzmożony ruch turystyczny na szlakach, a to niewątpliwie przełożyło się na wzrost liczby wypadków i innych zdarzeń losowych w górach.

Jednym z podstawowych czynników, które znacząco wpływają na różnego rodzaju urazy i kontuzje są trudne warunki na szlakach

Warunki w górach, w okresie jesienno-zimowym bywają bardzo ciężkie. Trudności, na które w tym czasie możemy się natknąć, potrafią zaskoczyć nawet najlepszego taternika. Pamiętajmy, że pogoda w górach może zmienić się z godziny na godzinę; że szlak, który pierwotnie klasyfikowaliśmy jako łatwy bardzo szybko może okazać się nie do przejścia. Do tego wszystkiego dochodzą minusowe temperatury i szybko zapadający zmierzch. Mimo, iż obecna aura, na pierwszy rzut okasprzyja górskim wędrówkom, to obowiązuje nas II stopień zagrożenia lawinowego. Co prawda śniegu nie ma dużo, ale jest on przewiany, miejscami zdradliwy – możemy natrafić na strefy, gdzie będziemy szli po gołej skale lub na odwrót, po terenie skutym lodem; co więcej łatwo możemy wejść na nawiany depozyt śniegu, a w takiej sytuacji o nieszczęście nie trudno.

Trudne warunki to jedno, ale brak rozwagi u turystów to zupełnie inny wymiar zagrożenia

Niestety ludzie bardzo często lekkomyślnie podchodzą do kwestii bezpieczeństwa. Oczywiście nie generalizujemy tutaj, ale nierzadko turyści są zbyt pewni siebie, przeceniają swoje możliwości, nie zachowują odpowiedniej ostrożności, nie potrafią zrezygnować ze swojego celu i w porę się wycofać. Powszechnym staje się to, że ludzie nie czytają komunikatów, nie sprawdzają pogody, nie słuchają ostrzeżeń, a co najważniejsze nie stosują się do nich. I tak przykładowo, miniony czas przyniósł nam już wypadek lawinowy. Turysta wszedł na nawianą łachę śniegu i spowodował strącenie terenu kamienisto-skalistego. Przy tak niedużych ilościach śniegu, niestety do takich wypadków może dochodzić bardzo często. Znane są również przypadki, gdzie niewielkie lawiny powodowały śmierć wielu osób, które de facto nie muszą zostać zasypane śniegiem, mogą paść ofiarą strącenia w przepaść.

O nieszczęścia nietrudno, nawet w tych niższych partiach gór, mam tu na myśli Morskie Oko

Mówiąc wprost – głupota ludzka nie zna granic, dlatego piesze wycieczki po tafli Morskiego Oka to problem, z którym borykamy się każdego roku. Wystarczy, że jeden nieodpowiedzialny osobnik rozpocznie swoją wędrówkę, zaraz za nim jak jeden mąż podąża rzesza typu „on wszedł, to ja nie wejdę”.Zaledwie kilka dni temu doszło na Morskim Oku do załamania się lodu pod ciężarem turystów, którzy z opresji i zimnej kąpieli zdołali uratować się sami. Takie zachowania są skrajnie nieodpowiedzialne – z tego miejsca ponownie apelujemy, żeby nie wchodzić na lód, jeśli nie znamy jego grubości. Pamiętajmy, że pokrywa lodowa jest bardzo różnorodna, w jednym miejscu jest grubsza, w innym może okazać się dużo cieńsza. Z reguły, większą słabością charakteryzują się linie przybrzeżne, które jednocześnie są tymi newralgicznymi miejscami, kuszącymi przyjezdnych, by to właśnie w tym punkcie zrobić sobie super zdjęcie i pochwalić się nim w mediach społecznościowych. Z naszego punktu widzenia, to czy dana fotografia będzie zrobiona z bezpiecznego brzegu, czy z pozycji pozornie skutej lodem tafli Morskiego Oka, niewiele zmieni na naszych kanałach w social mediach, ale zachowanie rozwagi i zasad bezpieczeństwa, czyli skorzystanie z pierwszej opcji - bezpiecznego brzegu może ocalić nasze zdrowie i życie. 

Rozmawiał Przemysław Bolechowski