Nabiera rozpędu kariera piłkarki z Naprawy, byłej zawodniczki Rysów Bukowina Tatrzańska, która ma za sobą debiut w pierwszej reprezentacji Polski.
Jaka była pierwsza myśl, kiedy w telefonie odezwała się Nina Patalon ?
- Nie wiem, nie pamiętam. Byłam w takim szoku, że długo do mnie ta wiadomość nie docierała. Dopiero po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że spełniło się jedno z moich marzeń. Nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko.
Już kilka dni potem wybiegałaś na boisko w końcówce meczu eliminacji Mistrzostw Świata przeciwko Belgii. Był stres?
- Jasne, że był. Nie dosyć że to był mój debiut to jeszcze w meczu, którego stawka była bardzo duża. Stojąc przy linii bocznej emocje były olbrzymie, ale opadły przy pierwszym kontakcie z piłką.
W kolejnym meczu z Armenią nie zagrałaś, podobnie jak w dwóch następnych spotkaniach w trakcie kolejnego zgrupowania.
- Z Armenią to była decyzja trenerki. Z kolei jeżeli chodzi o dwa kolejne mecze to niestety zaraz po przyjeździe na zgrupowanie doznałam kontuzji i wypadłam z kadry.
Coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem. Na dniach się okaże. Mam nadzieję, że nie.
W trakcie zgrupowania reprezentacji dzieliłaś szatnie z Ewą Pajor, która – jak sama wielokrotnie powtarzałaś – jest Twoją idolką. Jakie wrażenia ?
- Bardzo pozytywne. Ewa na żywo zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż wtedy gdy ją oglądałam w telewizji czy Internecie. Podziwiam ją nie tylko za jej umiejętności piłkarskie, ale też za to jakim jest człowiekiem.
Odejdźmy od tematu reprezentacji i pomówmy od ligowej rzeczywistości. Od dwóch sezonów grasz na najwyższym ligowym szczeblu w GKS Katowice. Jak pokrótce wyglądały kulisy Twojego transferu z Rysów Bukowina Tatrzańska?
- Zwyczajnie. Działacze i trener GKS skontaktowali się ze mną, przedstawili ofertę oraz oczekiwania związane z moją osobą. Przystałam na tę propozycje, kluby się dogadały i transfer doszedł do skutku.
Z perspektywy czasu uważasz, że to słuszny wybór?
- Jak najbardziej. Gra na poziomie ekstraklasy była jednym z moich celów. Cieszę się, że udało mi się go zrealizować. Gram w klubie świetnie zorganizowanym, w którym na nic nie mogę narzekać.
12 goli w debiutancki sezonie na boiskach ekstraklasy Cię satysfakcjonuje?
- Tak, uważam to za dobry wynik. Wiadomo, że zawsze mogło by być lepiej, ale ja nie jestem wybredna.
A jak Twój bilans wygląda w tym sezonie? Chciałabyś pobić swój zeszłoroczny wynik?
- Jak na razie mam 3 gole na koncie. Pewnie żebym chciała poprawić wynik z zeszłego sezonu. Dlatego mam nadzieję, że kontuzja z którą się teraz zmaga nie okaże się poważna i wkrótce wrócę do gry i pomogę też w realizacji cel drużynowego jakim jest miejsce na podium.
To realne?
- Jak najbardziej. Aktualnie zajmujemy miejsce 4 w tabeli, ale do końca sezonu jeszcze daleko. Mamy mocną drużynę. Wróciły do nas Asia Olszewska i Emilia Zdunek, co zdecydowanie podniosło naszą jakość.
Swoje pierwsze sukcesy święciłaś z klubem Rysy Bukowina Tatrzańska, który dzisiaj mocno podupadł sportowo...
- Bardzo mi przykro z tego powodu. Zawsze z dużym sentymentem wracam do tamtych czasów. Trzymam mocno kciuki, żeby Rysy uporały się ze swoimi problemami.
Co najbardziej zapamiętałaś z tamtego okresu ?
- Atmosferę jaka panowała wówczas wewnątrz drużyny. Byłyśmy jak jedna wielka rodzina. Do dzisiaj z niektórymi dziewczynami jestem w kontakcie.
O czym jeszcze marzysz?
- O transferze do klubu zagranicznego, a przede wszystkim o tym żeby kontuzje mnie z daleka omijały.
Rozmawiał Maciej Zubek
Fot. Paula Duda / Łączy nas piłka.
Komentarze obsługiwane przez CComment