slowaki

Były reprezentant Polski, a później szkoleniowiec kilku polskich klubów, ocenia start rozgrywek Polskiej Hokej Ligi i mówi o postawie hokeistów Podhala i bolączkach polskiego hokeja.

Jak oceni pan początek sezonu?

- Jest ciekawie, a byłoby jeszcze ciekawiej, gdyby kluby miały więcej czasu na przygotowania. Nie wiem dlaczego PZHL nie zgodził się na przesunięcie startu sezonu, przynajmniej o dwa tygodnie. No ale ok. Gramy. Ten początek sezonu pokazuje, że poziom ligi się podnosi. Ten trend utrzymuje się od jakiś 2-3 lat. To dużej mierze efekt tego, że coraz lepsi obcokrajowcy do nas trafiają i to różnych narodowości. Prezentują różny styl, co tylko uatrakcyjnia mecze. Wreszcie otworzyliśmy się szerzej na świat. Dziś już pierwszy lepszy Czech czy Słowak ma problem by wywalczyć sobie miejsce w składzie. Mamy przegląd różnych stylów gry, a to tylko uatrakcyjnia rozgrywki.

Jest jednak druga strona medalu. Ci obcokrajowcy zabierają miejsca polskim zawodnikom…

- Zgadza się, ale to nie oni są winni, a polski system szkolenia, który od lat nie daje nam napływu świeżej krwi do ligi. Poruszamy się od lat w kręgu tych samych nazwisk. A jak już pojawi się jakiś ciekawy, zdolny chłopak, na ogół szybko wyjeżdża z Polski, trafia do słabej zagranicznej ligi i to na koszt rodziców. Na palcach jednej ręki można policzyć zawodników, którzy sportowo wygrali na wyjeździe zagranicę. A wracając do obcokrajowców to tak jak mówię, nie są to już zawodnicy z łapanki. Prezentują już konkretny poziom, który dla polskich młodych zawodników jest nie do przeskoczenia. Dlatego potrzeba jak najszybciej opracować system szkolenia, przeprowadzić reformę rozgrywek młodzieżowych, wzorem innych krajów

Organizacyjnie więc w polskim hokeju jest wciąż wiele do poprawy…

- Bardzo wiele i trzeba to zrobić jak najszybciej. Przede wszystkim kluby powinny uniezależnić się od PZHL, który nie robi nic by pomóc klubom. Te bazują głównie na dotacjach miejskich, a czasy jakich dożyliśmy, wcale nie dają gwarancji tego, że miasta dalej będą skore pomagać w takim stopniu jak do tej pory. I zrobi sie problem. Dlatego konieczne jest powołanie spółki, która będzie zarządzać ligą, która stworzy produkt atrakcyjny dla widza i sponsorów i stanie się przede wszystkim wiarygodna. Coś na wzór DEL. Tam to właśnie tak działa. W tym sezonie kończy się umowa z TVP. Za wszelką cenę trzeba dążyć do tego by polski hokej w telewizji był zdecydowanie bardziej widoczny. Inaczej żaden poważny inwestor nie wejdzie do hokeja. Wiele spraw jest do uporządkowania, także w kwestiach kontraktów zawodników, którzy tak naprawdę kończąc sezon, nie wiedzą jaka czeka ich przyszłość.

Tutaj rolę powinno odegrać Stowarzyszenie Zawodników Hokeja na Lodzie…

- Tak, tyle że odkąd powołano je do życia to nie spotkałem się z tym by zaproponowało ono jakieś konkretne rozwiązania, wskazało kierunek w którym powinno się pójść. Sam pomysł Stowarzyszenia jest bardzo dobry. Tak jest na całym świecie. Tylko, tak jak mówię: musi ono się aktywnie włączyć w dyskusję na temat przyszłości polskiego hokeja.

Wiele pretensji na początku sezonu jest do pracy sędziów. Przed tym sezonem nastąpiła mała rewolucja w składzie sędziowskim. Odeszło kilku doświadczonych arbitrów..

- Nie ma ludzi nieomylnych. Powinno się jednak dążyć do tego, żeby zminimalizować ryzyko błędu. Praktycznie w każdej z lig europejskich sędziów wspomagają kamery. Służą one raz: ewentualnej korekcie błędów, a dwa: skrupulatnej analizie pracy arbitra, która ma pomóc w tym by w kolejnym meczu już tych błędów popełniał mniej, albo wcale. A u nas? Niektórzy sędziowie nie są po prostu przygotowani do prowadzenia spotkań na tym poziomie. Nawet nie wiem czy było szkolenie przed tym sezonem. Dlatego musimy być przygotowani na to, że tych błędów będzie sporo.

Skupmy się teraz na Podhalu. W Nowym Targu powiało optymizmem w związku z pozyskaniem tytularnego sponsora, firmy Tauron...

- Tylko się cieszyć, bo wiemy ile klub z Nowego Targu znaczy dla polskiego hokeja, a wiemy z jakimi problemami ostatnimi laty się borykał. Ogromny dowód uznania dla władz klubu, dla Marcina, Tomka i Pawła, którzy swoją ciężką pracą doprowadzili do tego, że tak duża firma weszła do nowotarskiego hokeja i to jeszcze w czasach pandemii. To są prawdziwi fanatycy. Trzeba tylko trzymać kciuki, żeby ta współpraca trwała jak najdłużej i zaowocowała sukcesami. A znając całą trójkę, myślę, jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa i jeszcze wiele dobrego mogą zrobić dla nowotarskiego hokeja.

Z osobą trenera Andrieja Gusowa też wiąże się w Nowym Targ duże oczekiwania…

- I słusznie. To odpowiedni człowiek, na odpowiednim miejscu. Ostatnie dwa sezony Podhale nie miało szczęścia do trenerów. Zarówno Valtonen, jak i Barski zrobili więcej złego niż dobrego. Zachłysnęliśmy się nimi, a on traktowali nas jak prowincję. Spowodowali że nowotarski hokej zboczył z kursu, którym powinien podążać. Zobaczmy ilu nowotarżan przez ten czas zakończyło kariery i to zawodnicy pokroju np. Krzysztofa Zapały, Darka Gruszki. Gusow to inny typ trenera. Przed wszystkim nie jest oderwany od rzeczywistości. Grał w Polsce jako zawodnik, od kilku lat pracuje tutaj jako szkoleniowiec, zna realia, zna bolączki polskich klubów, mentalność zawodników i myślę, że wie jak się w tym odnaleźć. Pokazał to w Tychach. Wierzę, że powtórzy to też w Nowym Targu.

Początek sezonu w wykonaniu „Szarotek” jest taki sobie…

- Było to do przewidzenia. Gusow nie jest czarodziejem. W hokeju efekty daje praca. Podhale weszło w ligę praktycznie z marszu, po dwóch sparingach kliku treningach na lodzie. Więc nie ma co oczekiwać cudów na starcie. Myślę, że czas będzie tutaj sprzymierzeńcem Podhala. Na razie gramy w „kratkę”, ale z meczu na mecz widać postęp.

Na indywidualne oceny poszczególnych zawodników jest za wcześnie?

- Zdecydowanie. Poczekajmy przynajmniej do końca pierwszej rundy, wtedy dopiero jakieś wnioski będzie można wysunąć. Jest dużo nowych zawodników. Dajmy im trochę czas do aklimatyzacji.

A dostrzega pan jakieś braki ?

- Przydałby się kreatywny obrońca, który byłby wsparciem dla napastników. To na pewno. Na ten moment trener Gusow praktycznie nie ma pola manewru wśród obrońców, a w drużynie która chce bić się o czołowe miejsca, rywalizacja musi być na każdej pozycji.

Czyli konkurent dla Przemka Odrobnego też by się przydał.

- Na pewno. Jak nie teraz to przed play-off. Trzeba obserwować rynek. Może jakaś ciekawa kandydatura się pojawi.

A ja pan ocenia pracę z młodzieżą w MMKS Podhale?

- Przede wszystkim czas najwyższy aby w Nowym Targu był jeden klub. To by rozwiązało wiele problemów, którym dzisiaj borykają się obie strony. Popatrzmy na klub z Jastrzębia.

Rozmawiał Maciej Zubek