P1050517

Władysław Hasior był rzeźbiarzem, z którym miałem kłopoty od samego początku, nie potrafiłem go klasyfikować w kategoriach jednoznacznie rzeźbiarskich. Z biegiem lat miałem świadomość, że nie tylko ja. Działał na pograniczu wielu gatunków sztuki. Najczęściej odbierałem go jako rzeźbiarza, ale z czasem również jako malarza, nawet artystycznego rzemieślnika, co może być nazbyt śmiałe w moim spojrzeniu.

Nawet jego rzeźbę nie potrafiłem w pełni zdefiniować, a tak mnie przyciągała swoją trójwymiarową kompozycją z różnych przedmiotów i gotowych innych dzieł. Był tak nowatorski w wykorzystaniu różnych zużytych przedmiotów, czy ich fragmentów cywilizacyjnie zdegradowanych, że wracając z Zakopanego do domu przystawałem przed osiedlowymi śmietnikami i zastanawiałem się, co z niektórymi wyrzuconymi przedmiotami Hasior by zrobił, jak przywróciłby im znaczenie i nadał znaki czasu, często zaprawione drwiną, a może nawet ironią.

Z początku takie łączenie wyrazu kulturowego z nowoczesnością było trudne do zrozumienia dla znawców, a cóż dopiero dla normalnego zjadacza chleba. Przyznaję, nie potrafiłem przejść obok jego rzeźb obojętnie, coś mnie zatrzymywało i prowokowało do myślenia, szukałem podtekstów. Dla pokolenia lat 60. i 70. Minionego wieku był artystą kultowym, oczywiście dla tych, którzy interesowali się sztuką. Jako reprezentant pokolenia starszego z początku tak tego nie odbierałem, raczej szukałem dziury w hasiorowej materii, a że nie znalazłem to inna sprawa, ale ta jego prowokująca twórczość pozostawiła na mnie ślad taki, że w dziełach innych artystów odnajdywałem poprawność, jednakże za bardzo nudnawą w zderzeniu z hasiorową.

P1050471

Hasior urodził się w 1928 roku w Nowym Sączu i to do mnie początkowo też nie docierało, bo odbierałem go jako artystę wtopionego w Podhale, w twórcze środowisko zakopiańskie, w końcu był uczniem Antoniego Kenara, a później sam był wykładowcą tegoż Państwowego Liceum Technik Plastycznych, a że wypłynął poza Zakopane na szerokie wody świadczyło o jego witalności twórczej.

W 1985 roku wędrowałem po Orawie, gdy dotarła do mnie informacja o otwarciu galerii autorskiej Hasiora w starej leżakowni. Prowokacyjnie piszę nazwę własną małymi literami, by uświadomić, jak przerobił ją Hasior na wielką galerię, żeby można było pisać dużymi literami. Odgadniemy, co to za budynek ta leżakownia? Powstała w 1936 według projektu architekta Wacława Nowakowskiego z Krakowa obok sanatorium „Warszawianka”. Pełniła funkcję leżakowni dla chorych na płuca, służyła do wypoczynku i zażywania kąpieli słonecznych, stąd obiekt ma rząd dużych okien po stronie południowej i północnej. Budynek zwracał na siebie uwagę tą swoją wyjątkowością architektoniczną, pełnił określone funkcje jednocześnie nawiązując formą do miejscowego charakteru.

Wracając z Orawy przez Zakopane zajrzałem z ciekawości do galerii, niestety było już późno, tuż przed jej zamknięciem i nie miałem czasu przyjrzeć się dokładnie. Jedno co zapamiętałem po wejściu to różowe schody, ba… jaskraworóżowe, bo się od razu potknąłem nie wiedząc, czy mogę na nie wstąpić. Później dowiedziałem się, że taki kolor dobrał sam artysta, który lubował się w mocnych zestawieniach kolorystycznych. W każdym razie po powrocie do domu, wchodząc do klatki zatrzymałem się przy schodach i zadałem pytanie: jakby wyglądały pomalowane na różowo? Intrygujące, prawda?

Podobnie zdarzyło mi się w wolnej przestrzeni, gdy po raz pierwszy jadąc w Pieniny ujrzałem „Organy” - pomnik Władysława Hasiora na przełęczy Snozka. Nieważne w tym momencie na czyje zamówienie stworzony i komu poświęcony, bo to już historia minionej władzy ludowej, wręcz całej epoki. Uderzyła mnie niezwykła konstrukcja pomnika, cóż za dzieło świetnie wkomponowane w przestrzeń krajobrazu i czerpiące z żywiołów natury. W żelaznej konstrukcji ukrył Hasior piszczałki organowe, flety i dzwonki, tudzież gongi. Po co? – a po to żeby wiatr komponował z nich muzykę. To cały Hasior! - a że wciąż był krok przed innymi trudno się dziwić, że stąpał po drodze, którą inni po nim odkrywali. Gorzej bywało jeżeli nie rozumieli do końca, a tkwiąc w niewiedzy mogli decydować, w swojej świadomości trafnie. Może piszczałki wyły za bardzo przejmująco dla ówczesnej władzy, bo wkrótce po odsłonięciu pomnika usunięto z niego grające części, a komitet partii tłumaczył się, że przeszkadzały mieszkańcom pobliskich miejscowości, a także pasterzom wypasającym owce i grając zakłócały ciszę w pięknym krajobrazie. Co światlejsi mówili, że pomnikom także nie wolno się wypowiadać niezgodnie z jedyną słuszną myślą partii i przyrównywali do kneblowania ust. Niestety nie zdążyłem usłyszeć grających organów i powiem szczerze, że obecnie pomnik ten jest dla mnie jak człowiek ubezwłasnowolniony, z twarzą z otwartymi ustami, w której brakuje zębów i języka, z zatkanym nosem i łzawiącymi oczami, a wiatr zamiast z nim współgrać wyje sobie a muzo.

P1050549

Tegoroczną Noc Muzeów w Zakopanem 15 maja 2021 roku Muzeum Tatrzańskie doskonale skojarzyło z ponownym otwarciem Galerii Władysława Hasiora, po generalnym remoncie budynku i sal wystawowych oraz pracach konserwatorskich całej ekspozycji. Galeria była ostatnim budynkiem Muzeum Tatrzańskiego wyremontowanym w ramach projektu generalnego remontu budowlano-konserwatorskiego sześciu drewnianych filii po Kolibie, Okszy, Czarnej Górze, Jurgowie i Chałupie na Rojach. Galeria Hasiora była tą wisienką na przysłowiowym torcie, jak mówiła dyrektorka Muzeum Tatrzańskiego Anna Wende-Surmiak. Zabytkowa leżakownia odzyskała dawny blask.

Nie mogłem być na jej ponownym otwarciu, ale miesiąc później, w czerwcu, korzystając z krótkiego pobytu w Zakopanem zajrzałem do Galerii. Faktycznie po takim generalnym remoncie obiekt prezentuje się znakomicie, zachowany został pierwotny charakter galerii. Gołym okiem nie zobaczymy ingerencji w historyczny budynek. Dowiedziałem się, że wzmocniono fundamenty i samą konstrukcję budynku, dano nowy dach, wymieniono instalację oświetleniową i ocieplenie, renowacji poddano stolarkę okienną, drzwi i schody. Zmieniło się otoczenie budynku, wejście zdobią drzwi typu korten, dodano elementy małej architektury, a po wejściu zobaczymy recepcję w nowym wyglądzie. Prace aranżacyjne w ekspozycji przeprowadzono dyskretnie, a sam remont pozwolił przyjrzeć się im konserwatorom i zdecydować o indywidualnym podejściu do każdego eksponatu. Zastosowano nowy system do podwieszania obiektów na sali wystaw czasowych, dodano na piętrze głośniki kierunkowe z głosem artysty i film mówiący o galerii oraz teksty przy eksponatach, także audio przewodniki zakładając, że sztuka artysty wymaga czasami komentarza. Rozmawiając z koordynatorką Galerii Julitą Dembowską, zajmującą się spuścizną Władysława Hasiora, nie omieszkałem pogratulować odtworzonej ekspozycji, której pierwszym autorem był przecież sam artysta.

Gdy tylko nadarzy się okazja powrócę do jego twórczości, do sztuki pięciu żywiołów, figur archetypicznych, niezwykłych pomników i kompozycji przestrzennych, słynnych sztandarów, portretów i kolekcji widoków, jak mówił artysta: Polski powiatowej. Pamiętajmy, że Hasior był w Polsce pionierem asamblaży, formy artystycznej będącej odmianą kolażu. Tworzył trójwymiarowe kompozycje z gotowych przedmiotów codziennego użytku, bezużytecznych fragmentów, czasem specjalnie pomalowanych, połączonych z czymś innym, czy zniszczonych. Dzięki tym połączeniom nadawał im nowe znaczenie i związki.

Kończąc dodam jeszcze jedno zdarzenie, które spotkało mnie w odnowionej Galerii. Tak jak kilkadziesiąt lat temu ponownie potknąłem się z wrażenia na jaskraworóżowych schodach, gdy je tylko zauważyłem! Julita Dembowska potwierdziła, że zostały odmalowane według oryginalnego koloru dobranego przez Władysława Hasiora, który lubował się w mocnych zestawieniach kolorystycznych, a róż był jednym z ulubionych. Przypomniała, że niegdyś maksymą reklamującą Galerię było hasło: Róż i już.

Władysław Hasior w Zakopanem się ukształtował pod okiem Antoniego Kenara i niejako związał swoje życie z tym miastem. Zmarł 14 lipca 1999 roku w Krakowie, spoczął na Pęksowym Brzyzku. Pani dyrektor Muzeum Tatrzańskiego Annie Wende-Surmiak dziękuję za życzliwość i zgodę na robienie zdjęć w Galerii.

Tekst i fot. Ryszard M. Remiszewski

Fot galerii z zewnątrz: Daniel Rumiancew